– Ja jestem człowiek spokojny, dopóki się nie zdenerwuje – ten kultowy tekst nie tylko jest pamiętany, ale również wciąż powtarzany. Nic dziwnego. W ustach aktora, jakim był Jerzy Turek, brzmiał przezabawnie, bo Pan Jerzy taki w filmach był. Niestety, tylko w filmach – Jego życie już takie kolorowe nie było.
W filmie „Kogel-Mogel” wcielił się w postać choleryka, Zenona Solskiego, którego to nawet mało skomplikowana sytuacja była w stanie doprowadzić do wybuchów złości. Jego teksty, które wypowiadał w zdenerwowaniu, sprawiały, że widzowie na te momenty wręcz czekali. W „Złotopolskich” natomiast odgrywał rolę zabawnego listonosza. I choć na scenie specjalizował się w rolach komediowych, droga zawodowa nie była dla niego łatwa.
Rodzinna tragedia – wpływ na życie zawodowe
Okazuje się, że początkowo, w latach 70-tych Jerzy Turek ze względu na problemy zdrowotne miał całkowicie zmienić branżę. Skłaniały go do tego: problemy z głosem, brak dostępu do zaawansowanej medycyny i strach przed operacją – na którą summa summarum się zdecydował i jednak wykonał. Ten problem, w porównaniu z kolejnymi tragediami, które pojawiły się na jego drodze, był jednak niczym.
„Od 40 roku życia byłem innym człowiekiem. Syn mi zmarł. W wieku 13 lat. Jeden z bliźniaków. Od tego czasu życie strasznie mi się zmieniło. Z takim garbem już się do śmierci chodzi. Nie pogodzę się z tym aż do końca” – wyznał po latach od tragedii, w ostatnim etapie swojego życia
Po śmierci nastolatka, Jerzy Turek, rzucił się w wir pracy, która w pewnym stopniu pomagała mu odreagować i choć przez chwilę nie myśleć o tym, co się wydarzyło. Jako aktor był jednak na tyle profesjonalny, że żaden z widzów nigdy nie domyślił się, że prywatnie, mężczyzna przeżywa tragedię.
W pamięci pozostał więc jako pogodna i niezwykle zabawna osoba. W 2010 roku, kiedy to Jerzy Turek zmarł, producenci serialu Złotopolscy – mimo, iż posiadali już scenariusz – zdecydowali się na zaprzestanie produkcji.