Prawo i Sprawiedliwość wiąż przoduje w większości sondaży wyborczych. Jak wiadomo, parlamentarzystów na kolejną kadencję wybierzemy już w przyszłym roku. Planowo. Albowiem nie wyklucza się, że wybory parlamentarne mogą zostać rozpisane nieco wcześniej.
Donald Tusk miał – niczym z użyciem magicznej różdżki – odczarować bezsilną opozycję po swoim powrocie z Brukseli. Stało się jednak inaczej. „Efekt Tuska” działał przez pierwszych kilka tygodni i to z mocą znacznie mniejszą, niż oczekiwały siły wrogie wobec PiS.
Wszystko wskazuje na to – przynajmniej na razie – że odebranie władzy Kaczyńskiemu demokratycznymi metodami nie będzie proste. Gdyby wybory odbywały się dziś – wręcz niemożliwe. Stąd też Donald Tusk wpadł na typowy dla siebie, pozornie niegroźny pomysł.
Stwierdził, że zachodzi obawa sfałszowania najbliższych wyborów. Fałszerstw mieliby oczywiście dopuszczać się zwolennicy obecnej władzy. Lider PO przestrzega, że nieuczciwych praktyk możemy spodziewać się „nawet na najniższym szczeblu”.
zef głównej partii opozycyjnej postanowił zatem powołać „projekt na rzecz społecznej, obywatelskiej kontroli wyborów”. Nauczeni doświadczeniem z poprzednich lat jesteśmy niemal pewni, że wynik wyborów parlamentarnych 2023 będzie przez opozycję kwestionowany. Tusk może być w tej kwestii szczególnie niebezpieczny.
Dlaczego? Otóż jeśli konserwatyści znów zostawią Platformę w tyle (a wszystko wskazuje na to, że tak się stanie), protesty wyborcze obozu Donalda Tuska najpewniej zostaną umiędzynarodowione. Jak nietrudno się domyślić, lewicowo-liberalna opozycja znów pokusi się o zorganizowanie masowych demonstracji. Te przed laty omal nie doprowadziły do wojny domowej. Przez kilka pierwszych lat rządów obecnej władzy prowokacje sił opozycyjnych paraliżowały prace Sejmu i destabilizowały sytuację w kraju. Wówczas Tusk jedynie podsycał atmosferę w mediach społecznościowych. Dziś jest już na miejscu i może przemawiać na wiecach. Zachęcanie Polaków do kwestionowania wyników wyborów rozpoczął już dziś. Co będzie dalej? Czas pokaże.