Andrzej Gołota stoczył wiele niezapomnianych pojedynków. Wiele z nich przeszło do annałów światowego bosku. Dlatego jego nazwisko wymieniane jest wśród największych gwiazd tego sportu. Jednak mimo tego, że jego największe walki odbyły się kilkanaście lat temu, to kulisy wielu z nich, wciąż owiane są tajemnicą.
To bez wątpienia gwiazda światowego boksu. Andrzej Gołota był bohaterem nie tylko Polaków. Również wielu Amerykanów stało za nim murem. Nawet wtedy gdy przegrywał najważniejsze walki. Takich porażek w swojej karierze miał niestety sporo.
Jego wielka kariera na dobre rozpoczęła się w lipcu 1996 roku. Wtedy do walki stanął z byłem mistrzem świata, Riddickiem Bowe.
Po dwóch legendarnych bojach z Bowem dostał pierwszą szansę walki o mistrzostwo świata. Nie był to jednak udany pojedynek dla Polaka. Po zaledwie 93 sekundach walki przegrał przez knock-out z Lenoxem Lewisem. Andrzej Gołota nie miał zamiaru się poddawać. Dlatego szybko wrócił na szczyt.
W 1999 roku miał szansę otrzymać rewanżowy pojedynek z Lewisem. Wystarczyło pokonać młodego, ale bardzo zdolnego Michaela Granta. Wydawało się, że jest do zrobienia. Już w pierwszej rundzie Andrzej Gołota dwukrotnie kładł Granta na deski. Niestety, w 10.rundzie poddał się. Mimo, że na punkty prowadził u wszystkich sędziów.
Andrzej Gołota i Mike Tyson
Polak przegrał kolejny pojedynek, ale jego popularność wcale nie gasła. Wręcz przeciwnie. Nieprzewidywalność była wielkim atutem Gołoty. Dlatego niemal równo rok po walce z Grantem, otrzymał kolejną, wielką szansę.
W 2000 roku, dokładnie 19 lat temu, w ringu w Detroit spotkali się Andrzej Gołota i Mike Tyson. W atmosferze skandalu Polak nie wyszedł na trzecią rundę. Kilka miesięcy później sędziowie zdecydowali się na to, by anulować ten pojedynek.
Komisja Kontroli Sportowców stanu Michigan uznała walkę za nieodbytą, ponieważ w moczu Tysona wykryto marihuanę. „Żelazny Mike” napisał w swojej książce, że sięgnął po nią ze strachu, który Gołota wzbudził w nim jeszcze na ważeniu.
Mike Tyson tak to później tłumaczył. – Myślę sobie: k…, jaki on wielki! I pamiętałem, że strasznie zbił mojego kumpla Riddicka Bowe’a. To nie poszło w dobrą stronę, nie chciałem skończyć jak Bowe. Gość potem sfiksował i już nie walczył.
Szkoda tylko, że Andrzej Gołota o tym nie wiedział. Może wtedy ta słynna walka potoczyłaby się zupełnie inaczej.