Mroczna prawda o Mai Staśko, wbrew staraniom aktywistki, ujrzała światło dzienne. Parafrazując tekst z kultowej reklamy ekskluzywnych pralinek: to jedno zdjęcie wyraża więcej, niż tysiąc słów. Kolejny raz obserwujemy sytuację, w której zasięgi budowane na „walce” o prawa absolutnie każdej istoty ludzkiej, wykorzystywane są do promowania – a jakże – socjalizmu. I to w tym odschoolowym wydaniu. Aż się człowiekowi musztardówką odbija.
Od samego początku aktywności pani Mai Staśko w sieci można było przypuszczać, że coś – być może, nie mówimy, że na pewno – jest z nią nie tak. Na dobrą sprawę zasłynęła konfliktem z Anną Lewandowską, do której miała ogromne pretensje o to zdjęcie:
Wyświetl ten post na Instagramie.
Miało ono w jakiś sposób wyśmiewać ludzi będących „przy kości”. W rzeczywistości jednak nikt – nawet osoby otyłe – nie miał o tę humorystyczną fotografię takich pretensji, jak walcząca w obronie wszystkiego i wszystkich Maja Staśko.
Później aktywistka atakowała jeszcze wiele osób – najczęściej znacznie bardziej znanych od siebie. Nakręciła chociażby „aferę”, która sprawiła, że ręce opadły nawet osobom o poglądach skrajnie lewicowych – czyli ideologicznie Mai Staśko bliskich. Mowa o pretensjach, jakie wystosowała wobec Roberta Lewandowskiego. Bo jak on mógł kupić sobie zegarek o wartości pół miliona złotych, podczas gdy w Polsce wiele kobiet nie ma pieniędzy na zakup mieszkania, do którego mogłyby wyprowadzić się od swoich oprawców? Bo, nie wiem czy wiecie, ale przemoc ma płeć.
Maja Staśko i czerwone sztandary
Śmieją się przedstawiciele środowisk skrajnie lewicowych, gdy zarzuca się im wyznawanie marksistowskich ideałów. Pukają się w czoło, drwią z rzekomych teorii spiskowych. Bo przecież to prawicy bliżej do komunistów, a już na pewno tej w wariancie wolnorynkowym.
Tymczasem ludzie tacy jak Maja Staśko coraz słabiej się maskują i już wprost przyznają się do fanatycznego wyznawania socjalizmu. Socjalizmu, który omal nie wykończył Polski tuż przed transformacją ustrojową. Ale po kolei. W niedzielę Staśko dodała grafikę z następującym napisem:
„Idealizowanie harówki to promocja niezdrowego trybu życia: niedosypiania, niedojadania i braku odpoczynku”. Dzień wcześniej natomiast… wrzuciła zdjęcie z Piotrem Ikonowiczem, na którym wygląda dosłownie jakby szła w pochodzie pierwszomajowym:
Harówka i 1 maja
Pani Maju, przekonała nas pani. Za czasów socjalizmu klasa robotnicza żyła w luksusie i dojadała. A na pochody pierwszomajowe – z własnej woli! – przybywali tłumnie. Radość z ogólnego postępu i jakości życia była szczera. I nikt nie szpanował drogą biżuterią za pół miliona. Równość była.
Reasumując: są dwie opcje. Albo jesteśmy zbyt mało bystrzy, by zrozumieć pani nowoczesne poglądy, albo to pani zanieczyściła sobie umysł czytając do poduszki dzieła Karola Marxa. A podobno stamtąd już nie ma powrotu. Przeczy sobie pani na każdym kroku, ma pani fobię na punkcie mężczyzn, a – co chyba w tym wszystkim najgorsze – jest pani najwyraźniej przekonana o prawdziwości swoich irracjonalnych tez. Możemy tylko życzyć szybkiego powrotu do realnego świata. Oby nastąpił!